Męski Punkt Widzenia, dzielnice Katowice, Osiedle Paderewskiego-Muchowiec: zdjęcia, lokalizacja i numer telefonu, godziny pracy i opinie klientów na stronie Nicelocal.pl. Oceny salonów kosmetycznych Katowice, podobne salony w pobliżu.

Jednego możemy być pewni – do mody nigdy nie wróci źle dobrany garnitur. Olsztyńska marka VIDO od 15 lat kreuje gusta mężczyzn, wyrywając ich z szarych i nudnych stereotypów. Bo i życie wtedy nabiera kolorów. Po odbiór garnituru klient z Gdańska przyjechał do VIDO z kwiatami. Szczęśliwy wręczył je obsłudze olsztyńskiego sklepu, bo pierwszy raz w życiu ktoś umiał tak gustownie doradzić i fachowo dopasować ubiór do jego nietypowej sylwetki. VIDO zmienia mężczyzn. Ale to nie jest sieciowy sklep w którym wisi pełna rozmiarówka garniturów i z paniami pomagającymi przymierzyć kolejne fasony niezdecydowanym klientom. Marka VIDO sama tworzy kolekcje. Szyte są w tych samych szwalniach, z których korzystają prestiżowe marki w kraju. Niegdyś marka VIDO sprzedawała swoje garnitury w przeszło 50 sklepach w kraju. Dzisiaj ograniczyło się do trzech własnych firmowych (Olsztyn, Ostróda, Lubawa), bo w VIDO nie tyle chodzi o sprzedaż, co zbudowanie odpowiednich relacji z klientem, by efekt końcowy wywoływał emocje przytoczone ze wstępu. A jak pokazał czas, trzy punkty wciąż potrafią przyciągać klientów nawet z miast tak odległych jak np. Lublin. Co takiego się kryje za drzwiami VIDO? Ten świat dla mężczyzn stworzyło kilka kobiet, choć 15 lat temu właścicielka Anna Jastrzębska pierwszy sklep otwierała jeszcze wspólnie z mężem. Początkowo sprzedawali dostarczany im towar innych producentów. Szybko uznali, że mogą robić lepszy: ze szlachetniejszych materiałów, staranniej wykończony, z trafionymi wzorami tkanin, no i eleganckim fasonem. Można przyjąć więc, że dzisiejsza marka VIDO jest autorskim stylem właścicielki, który z głowy przenosi do szwalni (tu powstały modne później marynarki zapinane na jeden guzik). – Nie jeżdżę na światowe pokazy – zaznacza. – Czym więc się inspiruję? Ja to po prostu mam w swoich zmysłach. Sama od dawna przerabiam i modyfikuję prawie każdą kupioną rzecz detalem, który zawsze zmienia jej charakter. Mam to coś, co sprawia, że jak spojrzę na osobę, to już widzę dla niej stylizację na odpowiednią okazję – mówi. – To prawda – szybko potwierdza córka Aleksandra Szałkowska. Jest kierownikiem olsztyńskiego salonu VIDO, choć doświadczenie w branży budowała nie tylko w rodzinnym biznesie, ale też w znanych polskich markach. – Mama, podając zwykłą białą koszulę, zaproponuje np. przeszycie guzików innym kolorem nici, bądź całkowicie zmieniając guzik na inny, by wydobyć jeszcze lepszy efekt. Mężczyźni są w szoku. Kluczem do zadowolenia klientów jest kunszt pracującej na zapleczu doświadczonej krawcowej, która nanosi poprawki, by ubiór idealnie leżał na sylwetce. Właścicielka mówi o niej: praktyka uczyniła ją mistrzem. Co ciekawe, kupione w VIDO garnitury przez kolejne dwa lata można tu bezpłatnie przerabiać. Ponieważ każdy ma inną budowę, sylwetkę i kształt twarzy, która „lubi” te, a nie inne fasony i kolory, wybór eleganckiej garderoby dla mężczyzny wymaga doświadczenia, zmysłu, ale też i rozszyfrowania osobowości do której można dopasować nieco odważniejsze stylizacje. Panowie, a teraz o nas: jak się dzisiaj nosimy? Ocenia właścicielka: – Wyraźnie wzrasta świadomość dobierania ubioru. Mężczyźni otworzyli się na kolory, wreszcie noszą szczuplejsze rozmiary, krótkie marynarki. Mają w szafach coraz więcej casualowych rzeczy. Czują, że strój jest ważny, bo mężczyzna odpowiednio ubrany zyskuje już po pierwszym spojrzeniu. – Doradzałam niedawno klientowi różową koszulę, bo świetnie mu pasowała – przytacza Aleksandra. – Róż?! – prawie wykrzyczał przerażony. Więc przekonuję go: „tak proszę pana, właśnie róż. Róż to męski kolor, kolor surowego mięsa” – przyrównałam. I kupił ją. Doradzamy klientom jak komponować garderobę. Zwykle panowie przekonują się do odważniejszej stylizacji, kiedy pokaże im się cały zestaw. Bo często przychodzą i mówią, że chcą taki i taki kolor garnituru, a wychodzą od nas w czymś zupełne innym. Jak to możliwe? Próbujemy, doradzamy i przekonujemy: „tak pan wygląda w tym, co pan chciał kupić, a tak w tym, jak my pana widzimy”. I wtedy jest reakcja: „ojej! Ale super”. Doświadczenie załogi VIDO pokazuje, że Panowie finalnie zawsze przyprowadzają osobę decyzyjną w postaci kobiety (żonę, mamę lub siostrę) w celu podjęcia ostatecznej decyzji i akceptacji wcześniej wybranej wspólnie z nami stylizacji. – Często klienci przychodzą już źli, bo mierzyli marynarki i garnitury w sieciówkach i nic nie wybrali. Ciężko im trafić idealny rozmiar, bo każdy jest innej budowy, a nikt im nie poradził. I słyszymy od nich: „ma pani rację, bo obszedłem pół miasta i nic na mnie nie pasuje”. Moda zatacza koło, ale nigdy nie wróci garnitur niedopasowany – opowiada Aleksandra. – Dlatego poświęcamy klientowi godzinę czy dwie przy okazji pracując z nim jak psycholog. Chcemy ich traktować jakby byli gośćmi w naszych domach. Więc z tego złego nastawienia na początku, finalnie pojawia się zadowolenie i podziękowania. Bo sprzedajemy im nie tylko garnitury czy dodatki, ale też i pozytywne emocje z nimi związane. Tekst: Rafał Radzymiński Obraz: Piotr Dowejko VIDO – Moda Męska Olsztyn, ul. Orkana 11 tel. 89 523 75 57 kom. +48 513 100 311 e-mail: vido@ Odpowiadając na potrzeby, zapraszamy na warsztat „Męski Punkt Widzenia – Dzikość„, który poprowadzi Tomasz Kondzielnik. Tomasz – mąż, ojciec, menadżer i wyznawca Porozumienia bez Przemocy. Ojciec dwóch córek – Gai i Wandy. Od kilku lat wierny idei Rodzicielstwa Bliskości. Propagator męskich ruchów rozwojowych. Rafi F. pisze na forum Znalazłem na Allegro ofertę wazektomii. Ubezpładnianie ludzi jest w Polsce karalne, zgłosiłem więc handel niedozwolonym towarem. A jednak pozostało mi pytanie: jak ocenić etycznie dobrowolne poddanie się sterylizacji?Mariusz Ma 40 lat, jest informatykiem, dziś musiał zostać dłużej w pracy w banku, chciał przełożyć nasze spotkanie. W końcu zgodził się, mimo zmęczenia. Dwuipółletnia Dorotka śpi za Na samym początku poczułem się, jakbym nie był stuprocentowym mężczyzną. Wiedziałem, że testosteronu po zabiegu jest tyle samo co przed nim, że nie ma żadnych konsekwencji biologicznych, ale... Teraz przestałem o tym myśleć i nie czuję żadnej różnicy - przed zabiegiem i wszystkim wazektomią chciałem uchronić nas przed dylematem aborcyjnym. Moja żona, Małgosia, nie może rodzić więcej dzieci. Każda ciąża grozi jej wiele lat nie myśleliśmy o dziecku. Używaliśmy prezerwatyw. Jedna pękła. Małgośka zaszła w ciążę. Dziecko straciliśmy po pięciu miesiącach. Mijały kolejne lata. Postanowiliśmy, że spróbujemy jeszcze raz. Kolejna ciąża - tym razem pozamaciczna, po dwóch miesiącach poronienie. Wielki niepokój, kiedy udało się po raz trzeci. Od piątego miesiąca Małgośka w szpitalu. Żeby tylko Dorotka się nie urodziła zbyt wcześnie. A potem wielka radość. Udało się. Powiedzieliśmy sobie: po raz kolejny teraz zaszła w ciążę - jej macica by tego nie wytrzymała. To dla kobiety jest realne zagrożenie życia. Mówił nam to każdy lekarz. Pozostałaby nam aborcja albo modlitwa. Jeśli nawet by przeżyła, to urodziłaby dziecko, które ważyłoby na przykład 400 gramów albo i mniej. Bardzo małe szanse, żeby było Małgosia była zdrowa, w ogóle nie byłoby mowy o żadnej wazektomii. A tak... Mamy już dziecko, które potrzebuje matki, dla kolejnego mielibyśmy ryzykować jej życie?Małgośka doszła do siebie po urodzeniu Dorotki, zaczęliśmy normalnie żyć. Ale każde nasze zbliżenie to był strach. Małgosia, jak weźmie tabletki hormonalne, to ląduje w szpitalu. Pozostawały gumki, które, jak wiadomo, pękają, no i było rozmowy, kto to zrobi - ja czy ona. Małgosia myślała, że znowu będzie musiała założyć spiralę. Wtedy powiedziałem jej o wazektomii. Odczekaliśmy jeszcze parę dni, chciała, żebym to przemyślał. Mówiła, że przecież kiedyś może być tak, że się rozstaniemy, wszystko się może zdarzyć... Że może będę chciał mieć dzieci z kimś innym...Dla niej to był wielki szok, że ja się na to zdecydowałem. Po kilku dniach skontaktowałem się z lekarzem. Artykuł 156 kodeksu karnego mówi, że kto pozbawia innego człowieka zdolności płodzenia podlega karze pozbawienia wolności od jednego roku do lat dziesięciu. A tam, w Toruniu, wszystko legalnie, to nie była jakaś żadna czarna nora. Normalnie, strona internetowa, tam są pytania i odpowiedzi, wszystko robi lekarz pod własnym nazwiskiem. Tłumaczenie jest takie: nie jest to nielegalne, bo zabieg jest odwracalny, choć skuteczność zabiegu przywracania płodności wynosi zaledwie ok. 20 powiedziałem, że nie zamierzam po zabiegu się z tym kryć, a on na to, że robię błąd. "Po co pan chce o tym mówić?". Ja mu na to, że nie mam nic do ukrycia, że trzeba o tym mówić, żeby zmienić stosunek do wazektomii w społeczeństwie. A on: "Ale po co chce pan o tym mówić? Myśli pan, że ktoś to zrozumie?".Zabieg kosztował dwa i pół tysiąca złotych. Położyli mnie na fotelu ginekologicznym, zrobili mi malutką dziurkę, trwało to pół godziny, zero krwi, znieczulenie miejscowe, cały czas sobie rozmawialiśmy. To było jak wizyta u stomatologa, rach-ciach, trzy węzełki i różne wątpliwości, ale nie miały one charakteru religijnego. Jak ktoś mi mówi, że moje nasieniowody są narzędziem Boga i ja nie mam prawa o nich decydować, to nie wiem, o czym on mówi. Nigdy nie płodziłem dzieci na chwałę Boga. Zresztą ja o sobie nie mogę mówić, że jestem katolikiem. Chociażby dlatego, że jestem zwolennikiem antykoncepcji. A wazektomia to nic innego, jak tylko inny rodzaj ciągu ostatnich dwudziestu lat u spowiedzi byłem trzy razy. Chodziłem do spowiedzi tylko przy okazji ślubu i chrzcin, to prawda. Ale zawsze traktowałem ją poważnie. I dlatego jak poszedłem do spowiedzi po wazektomii, przed ochrzczeniem Dorotki, to poczułem, że muszę powiedzieć był standard: zacząłem od tego, że nie byłem 16 lat u spowiedzi. Powiedziałem kilka swoich grzechów, trzy czy cztery. I już mi przerwał, zaczął swoją gadkę. No to ja mu, że nie, proszę księdza, że jeszcze nie skończyłem i mówię, że jestem zwolennikiem in vitro i stosuję antykoncepcję. Ksiądz mi mówi: "Wie pan, jak chłop z babą w jednym łóżku to przecież wiadomo - nie ma siły... ", tak się wyraził: "chłop z babą". A ja mu na to o tym, że zrobiłem sobie wazektomię. Chyba nie wiedział, co powiedzieć i zaczął mnie pytać, czy to jest odwracalne. Powiedziałem mu jak jest, opowiedziałem mu naszą historię, dlaczego tak zrobiłem. Potem on mówi: "Dlaczego to zrobiłeś, przecież Kościół zna różne rozwiązania, na przykład białe małżeństwo". Ja mówię: "Proszę księdza, mówił ksiądz przed chwilą coś o chłopie i babie w łóżku...".Na koniec powiedział mi, żebym sobie o wazektomii poczytał w internecie i jak zmienię zdanie, to żebym się do niego zgłosił. Nie wiem, co miał na myśli mówiąc, że mam zmienić zdanie. Karteczkę podpisał, rozgrzeszenia nie wrażenie, że był kompletnie rozbity. Po ludzku może mnie rozumiał. Powiedziałem mu że bardzo dziękuję za tę rozmowę, a on był straszliwie zawstydzony. Nieprzygotowany do tej rozmowy. Nie spojrzał mi w oczy, odwrócił wzrok.***Na forum Rafiemu odpowiada Kruk: Jak ocenić? Ocenić tak, że zostali okłamani, wmówiono im, jak wielkim dobrem jest taki zabieg. Tak samo jest z aborcją, in vitro, antykoncepcją itp. Módlmy się, ludzkości tego pisze do Rafiego F.: Bardzo mnie ciekawi los Twojego zgłoszenia na Allegro - ciekawam, ile jest takich zgłoszeń w stosunku do ogłoszeń, i ile z nich kończy się w F. odpowiada: Na razie bez odzewu, aukcje nadal wiszą. Ogłaszają się "kliniki" w Toruniu i w Warszawie. Ta w Toruniu ma kilkuletnią praktykę, własny portal i kwalifikuje wstępnie tylko mężczyzn powyżej 35 roku życia. Podejrzewam, że w każdym dużym mieście podobna "klinika" się znajdzie. Na forum pojawia się RoxDa Slayer: A co, może aborcja, in vitro i antykoncepcja nie są dobre? Są. Ale, jak cokolwiek innego, mają wady i zalety. Nie podciągajcie wszystkiego pod jedną kreskę pod tytułem "zło". Myślmy trzeźwo i racjonalnie. To jest ludzkości bardziej Rox, jeżeli zakładasz, że aborcja, in vitro i sterylizacja są dobre, uściślij - dla kogo (poza zgarniającymi kasę lekarzami, o ile uznać niegodziwy acz duży zarobek za dobro). Chrześcijaństwo daje wybór, ale uczciwie wskazuje skutki. Skutki aborcji, in vitro, sterylizacji - promujące je gremia nie mówią o skutkach poza osiągnięciem głównego celu - pozbycia się problemu, choć też nie do końca, bo in vitro nie usuwa bezpłodności. A skutki psychologiczne, genetyczne, medyczne, powikłania, komplikacje, że o duchowych i moralnych nie wspomnę - te lobbyści "pro-choice" (szeroko pojętego) przemilczają, udają, że ich nie ma. Czy ci się to podoba, czy nie, aborcja JEST decyzją o zabiciu kogoś...Marcin Ekonomista, lat 36, wyjechał z rodzinnego miasta w 2000 r. Dziś jest ministerialnym doradcą, dlatego proponuje spotkanie u siebie w niewielkim mieszkaniu na Ursynowie. Marcin spóźnia się, jego narzeczona mieszka na drugim końcu miasta, straszne korki, nawet w sobotę. Wkrótce wezmą ślub, będą chcieli mieć Była moją koleżanką z roku, potem przez kilka lat stanowiliśmy parę. Zabezpieczaliśmy się. Pewnego dnia dowiedziałem się, że jest w ciąży. Czułem się całkowicie oszołomiony. Główną emocją był strach. Miałem 19 lat. Nie czułem się na siłach. Do tego dochodziło przeświadczenie, że ona jest niestabilna emocjonalnie. Strach był silniejszy niż wiara, że mogłaby być dobrą matką. Zapłaciłem za zabieg, pieniądze miałem, bo wtedy już pracowałem. Wiedzieli o tym jej rodzice i moja matka. Mama przyjęła to do wiadomości, nie wykazała ani oburzenia, ani zrozumienia, żadnego wsparcia. Uważała, że należy usunąć, nie zmieniło to faktu, że byłem z tym problemem cholernie był dziewiąty tydzień. Na zabieg pojechaliśmy razem. W sumie nie było czegoś takiego jak podejmowanie decyzji. Działaliśmy raczej bezrefleksyjnie, przynajmniej tak to wyglądało. Każde z nas osobno sobie to tłumaczyło racjonalnie, ale nigdy razem. W ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Miałem mocno ukształtowane zachowania, że w ogóle nie mówi się o emocjach, tym bardziej o takich sprawach. A ja czułem ogromne napięcie. Nie potrafiłem go rozładować, nie potrafiłem w żaden sposób tego ugryźć, zabrać się do tego... okazać emocji, które chowały się pod przerażeniem. I nie padało dużo słów i było to wszystko straszliwie byliśmy jeszcze ze sobą dwa lata, nasz związek zmienił się. Czuliśmy, że między nami jest coś ważnego, a nie potrafiliśmy się tym ze sobą podzielić. To spowodowało dystans, chłód, brak zaufania, rozszerzanie się szczeliny w naszej małej dwuosobowej wspólnocie. Wtedy w ogóle nie myślałem o tym w kategoriach religijnych. Mijały lata, życie potoczyło się dalej. Im byłem starszy, tym częściej się zastanawiałem, że mógłbym być ojcem, powiedzmy 10-letniego dziecka. I przyznaję, był we mnie żal, poczucie winy, zaprzepaszczenia szansy, poczucie, że to wielka szkoda... Wyobrażałem sobie małego człowieczka w wieku wczesnoszkolnym... Takie wyobrażenia mnie raz po raz nawiedzały i budziły życia nienarodzonego nazwaliby mnie mordercą. Wtedy przyznałbym się do tego, czułbym się odpowiedzialny. A dziś jest już inaczej. Co się zmieniło? W końcu, po dziesięciu latach, przyszedł moment, kiedy porozmawiałem z nią o naszej aborcji. Rozmowa odbyła się z mojej inicjatywy. Daleko od domu, w górach. Powiedzieliśmy sobie o wszystkich emocjach, jakie czuliśmy od tamtego czasu, popłakaliśmy się wspólnie, postawiliśmy świecz-kę przy krzyżu na szczycie. Oboje mieliśmy podobny stosunek do tego, co się wydarzyło, że było to ważne... Czy złe? Wtedy w schronisku nie rozpatrywaliśmy tego w kategoriach etycznych. Było jak było. Z pewnością złe było, że wówczas o tym nie rozmawialiśmy. Po prostu przez dziesięć lat miałem poczucie winy, że nie rozmawiałem z nią na ten w górach przy krzyżu, zapaliliśmy świeczkę, żeby pożegnać... No właśnie, kogo? Zarodek, płód, człowieka? Moim zdaniem, to nie był człowiek, tylko potencjalny człowiek. Nie czuję się jak zleceniodawca i osoba opłacająca zlikwidowanie człowieka. Nie myślę tak o sobie. To było zlikwidowanie potencjalnego człowieka. Gdyby dziś mi ktoś powiedział, że jestem mordercą? Nie chciałbym z nim dyskutować. Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, jestem tego świadomy, będzie mi to towarzyszyło do końca życia. Nauczyłem się z tym żyć. Czy jest we mnie znak zapytania dotyczący moralnej strony całej tej sytuacji? Cóż... Wpływ ma na mnie kultura katolicka, w jakiej żyjemy. Fałszywie stawiasz sprawę, pytając, czy żałuję za ten grzech. Zakładasz, że jest to grzech. Mówisz językiem Kościoła. A to nie jest mój język. Nigdy z księdzem o tym nie rozmawiałem. Od tego czasu u spowiedzi byłem raz, kiedy przyjaciel poprosił mnie, żebym został świadkiem na jego ślubie. Nie powiedziałem księdzu o aborcji, dostałem karteczkę, która była mi potrzebna do tego, żeby być mój 19-letni syn, jeśli go będę kiedyś miał, przyjdzie do mnie z takim problemem, jaki ja miałem w wieku 19 lat, powiem mu, żeby nie usuwano ciąży, że trzeba ją zachować, wziąć odpowiedzialność. Zapewniłbym go, że mu w tym pomogę.***Forum (o aborcji): Ja bynajmniej wiem, że karą za zabójstwo powinna być śmierć!Zwraca się z pytaniem do RoxDa Slayer: Widziałaś zdjęcia z USG? Wiesz, jak wygląda zarodek od momentu poczęcia? Tak wygląda jak człowiek. Co go charakteryzuje? Unikatowy i niepowtarzalny kod DNA, który nadaje mu cechy osobowościowe. Widziałaś jakikolwiek zabieg z przebiegu aborcji, monitorowany przez USG? Wiesz co robi ten "zarodek"? Broni się, do jasnej cholery!Paweł Ma 33 lata, mówi, że jest singlem. Zgadza się na rozmowę pod warunkiem, że to, czym się zajmuje zawodowo, pozostanie tajemnicą. Nie chce zostać zidentyfikowany. Mieszka w Gdańsku w bloku. Jego dwupokojowe mieszkanie całe jest zawalone książkami. Głównie literatura piękna, wiersze, zbiory Miałem 20 lat, przyjaciel namówił mnie, żeby iść do banku nasienia, myślę sobie - a co tam, przygoda. Myślałem też, że to fajnie, bo są ludzie, którzy nie mogą mieć dzieci, kobieta może, facet nie może, myślałem sobie, że to im pomoże. A poza tym... Co mi szkodzi, myślałem, przynajmniej się przebadam. Idąc tam nie wiesz, czy twoja sperma zostanie przyjęta, czy nie, bo przyjmują tylko taką, która ma ruchliwe plemniki. Miałem świadomość tego, że jeśli moja będzie "skuteczna", to ją normalnie, w ciągu dnia, na umówioną godzinę, jak na wizytę do lekarza. Trafiasz do bogato wyposażonego, urządzonego miejsca, to było w Gdańsku koło dworca. Wszystko ładnie, pięknie, panie pielęgniarki, bardzo atrakcyjne, wpuszczają cię do dosyć dużego pomieszczenia. Na niskim stoliku stoi telewizor podłączony do wideo, obok sterta gazet pornograficznych. Możesz sobie pomagać tymi atrybutami przy wypełnianiu słoiczka, który wcześniej ładunek identycznie jak oddaje się mocz u lekarza w pojemniczku, "proszę pokwitować, odezwiemy się do pana".Wcześniej był jakiś kwestionariusz: oczy, włosy, wzrost, wykształcenie itp. Wcześniej podpisałem deklarację, że zgadzam się, że jeśli sperma będzie OK, to oni umieszczą ją w zadzwonili, powiedzieli, że sperma jest w porządku, zaprosili po odbiór pieniędzy, dostałem jakieś 200 albo 300 zł, nie pamiętam. Z tego, co wiem, ta sperma jest przechowywana w zamrażarce i może być bodajże dwukrotnie myślę o tym, czy mam potomstwo. Z wiekiem coraz częściej przychodzi świadomość tego, że być może mam biologiczne dziecko w wieku mniej więcej 10 lat...Nie chcę próbować tego sprawdzać. Dopuszczam możliwość, że może tak być. Ale nie chcę mieć pewności. Po przemyśleniu tego wszystkiego pogodziłem się z faktem, że oddałem jakiekolwiek prawa do tego materiału genetycznego. I dzisiaj mówię sobie, że jest wiele rzeczy, o których nic nie wiemy: życie pozagrobowe, kwestia reinkarnacji i wiele innych, które pozostają tajemnicą. Wrzuciłem tę sprawę do kategorii rzeczy, które są tajemnicami. Nie mam ochoty na jej odkrywanie. Nie jest to coś, co mnie nurtuje, zaprząta mi głowę, nie jest to dla mnie źródło taki scenariusz: Jadę tramwajem i widzę brzdąca, ma kilka lat i wiem, po prostu wiem, że to moje dziecko, podobieństwo jest uderzające, ma moje znamię na szyi, do tego dochodzi intuicja, instynkt... Nie wiem, jak bym zareagował, mogę tylko powiedzieć, jak bym chciał zareagować. Chciałbym wyjść z tramwaju i zapomnieć o sprawie. Nie mówię, że tak by się stało, nie jestem w stanie zaprojektować siebie w takiej sytuacji. Takie zdarzenie wzbudziłoby ogromne emocje i byłoby nagłym uderzeniem w twarz. Jest coś takiego, jak bardzo pierwotna, instynktowna chęć zadbania o to, żeby przetrwał twój materiał genetyczny. Miłość rodzica do dziecka. Być może jest to silniejsze od wszelkich lat temu czytałem artykuł o tym, że w Wielkiej Brytanii jest organizacja pozarządowa, która zbiera dane o ludziach, którzy kiedyś byli dawcami i dane od osób, które dowiedziały się, że są dziećmi z in vitro. To stowarzyszenie stawia sobie za cel kojarzenie tych osób. Kiedy obie strony wyrażają chęć poznania się, stowarzyszenie umożliwia kontakt biologicznych ojców z ich biologicznymi dziećmi. W artykule wypowiadały się osoby około 20-letnie, czyli dzieci z in vitro, i faceci około 50-, 60-letni - dawcy. Ich reakcje były różne. Czasem powstawało coś na kształt przyjaźni i jakiejś więzi, czasem zaś były reakcje typu: "chcieliśmy się poznać, jest OK, teraz wiemy i nic dalej z tego nie wynika, każda ze stron wraca do swojego życia". A jeśli tylko jedna strona chce wrócić do swojego życia, a druga nie? No właśnie. Jak to czytałem, to miałem przeświadczenie, że równie dobrze może z tego wynikać coś dobrego, co złego. Czy ja bym chciał, żeby ktoś skontaktował mnie z moim synem lub córką? To jest pytanie... W tym momencie nie wiem - szczerze przyjąć jeszcze jeden scenariusz. Znajduje się człowiek, który za pieniądze "kupuje" ileś tam zapłodnień, korzysta z mojej spermy, wynajmuje kobiety, hoduje dzieci w jakimś sierocińcu, są to ludzie o wyselekcjonowanych cechach genetycznych. To jest możliwe, przynajmniej z medycznego punktu widzenia. Kto w takiej sytuacji jest za to odpowiedzialny? Dawca spermy, czyli na przykład ja?Przed 10 laty moje pobudki były szlachetne - myślałem, że to może komuś pomóc. Zakładałem, że jeśli ktoś będzie chciał z mojej spermy zrobić użytek, to będzie kierował się dobrem. Teraz jednak jestem bardziej skłonny myśleć, że w sytuacjach, gdzie pojawiają się pieniądze, ktoś mógłby wykorzystać moje nasienie w celu hodowli jest kwestia ogólna: co mogą ludzie zrobić z tym, co im się daje. Dotyczy to wielu sytuacji. Na przykład edukacji - nauczmy kogoś reakcji chemicznych - to jest tylko wiedza. Inna rzecz, że te reakcje mogą mu umożliwić robienie bomb... Tak samo z moim darem - spermą. Pytanie: czy ten, kto daje - czy to jest dawca spermy, czy naukowiec nauczający reakcji chemicznych - czy on bierze odpowiedzialność za to, jak ta sperma albo wiedza chemiczna zostanie wykorzystana? To jest dobre pytanie, nie znam na nie tamtego czasu minęło kilkanaście lat. W tym czasie raz byłem u spowiedzi. Nie powiedziałem księdzu o tym, że oddałem spermę do banku. Nie czuję, żeby to był grzech, nie traktuję tego jak czegoś, z czego miałbym się spowiedź była sytuacją niezręczną. Poszedłem, bo ktoś zaproponował mi, żebym został ojcem chrzestnym jego dziecka, a ja się zgodziłem. Generalnie nie chodzę do spowiedzi, więc postanowiłem, że spróbuję z księdzem pogadać - po ludzku, o kwestiach etyczno-moralnych. Nie udało się. Główny problem księdza polegał na tym, że nie chodzę do kościoła. W moim odczuciu tak zewnętrzny gest, jak chodzenie do kościoła, wobec wewnętrznego poczucia etyki jest raczej mało znaczący. Bo w ogóle to etyka chrześcijańska jest mi bliska. Dziesięć przykazań - to również moja hierarchia wyznawanych wartości, ale jeśli problemem ma być to, że nie chodzę co tydzień do kościoła - dlatego nie dostanę rozgrzeszenia... To wydaje mi się śmieszne i nie jestem w stanie takiego księdza traktować poważnie. Klękałem w konfesjonale z nastawieniem, że porozmawiam o dobrym i złym życiu i o problemach wykraczających poza fakt chodzenia czy niechodzenia do kościoła. Tymczasem dostałem karteczkę, rozgrzeszenie i pokutę - miałem odmówić zdrowaśki.***Kruk na forum Jedno trzeba zrobić, wszyscy musimy zrobić jako chrześcijanie: Jasno i w prawdzie stanąć na stanowisku obrony życia, upierdliwie głosić (choćby nawet jakiś wolnomularz miał dostać pikawki), że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia! Być wszędzie, wtrącać się do wszystkiego, co promuje cywilizację śmierci. Nie bać zwraca się do Kruka: W imię głoszonej prawdy nie można kogoś jeszcze: Twoje zbawienie nie zależy od faktu spowiedzi, ale od stanu serca.***Imiona bohaterów zostały zmienione. Ze względów oczywistych w tekście pojawiły się tylko skróty wypowiedzi z forum. Całość dostępna jest na portalu Przez ostatnie tygodnie docierają do nas setki nowych zdjęć z Marsa. Wszystkie wykonane przez aparaturę amerykańskiego łazika Perseverance, który 18 lutego wylądował na Czerwonej Planecie. Wśród ostatnich zdjęć, które dotarły do nas z oddalonej o 60 mln kilometrów planety, można zobaczyć coś, czego nie spodziewaliśmy się
Teczki skórzane zalicza się do niezbędnych elementów każdego eleganckiego mężczyzny. Szczególnego znaczenia nabiera ta sprawa w wypadku biznesmena. Dlaczego warto zainwestować w tego rodzaju dodatek? Czym się kierować przy jego wyborze? Z czym go połączyć i w jakiej stylizacji sprawdzi się najlepiej? Praktyczny rekwizyt dawna teczka męska ze skóry jest kojarzona z osobą szykowną i mającą świadomość swojej wartości. Przy jej wyborze należy zwracać uwagę na to, by była wykonana z najlepszych materiałów. Ma to szczególne znaczenie podczas promocji. Może się wówczas okazać, że przecena dotyczy jedynie towarów gorszej jakości. Trzeba przy tym pamiętać, że teczka musi prezentować się nienagannie, ale również stanowić uzupełnienie i ozdobę garderoby. Poza tym jej rolą jest przechowywanie i organizacja niezbędnych przyborów, które musimy mieć zawsze przy sobie. Powinno się znaleźć w niej miejsce na tablet, telefon, karty kredytowe, klucze, wizytówki i inne ważne dla nas akcesoria. Jeśli do kompletu mamy pasek, to ułatwi on nam noszenie teczki męskiej w różnych sytuacjach. Elegancki dodatek Teczka ze skóry zawsze powinna podkreślać męską stylizację. Musi być przy tym elegancka, dodawać gracji i powagi. Poza tym jej funkcjonalność powinna pozwalać na przechowywanie dokumentów, notatników i innych drobiazgów biznesowych. Choć zazwyczaj teczka męska kojarzy się z ludźmi sukcesu, to trzeba pamiętać, że nadaje się nie tylko do garnituru. Można jej używać także do strojów casualowych i cieszyć się elegancją stylizacji. Świetnie się będzie komponować z koszulą, T-shirtem i dżinsami. Szczególnie klimat miejski będzie się do tego nadawał. Styl retro też pasuje do teczki męskiej. W takiej sytuacji trzeba poszukać produktu o nietuzinkowym designie, który będzie się odznaczał oryginalnością. Kompozycje klasyczne Wśród miłośników teczek męskich jest sporo osób, które uwielbiają klasykę pod tym względem. Chodzi o takie dobranie tego elementu, by pasował kolorystycznie j materiałowo do paska spodni, obuwia oraz paska do zegarka. Zachowując taką harmonię, zawsze będziemy wyglądali stylowo. Przełamanie w tej kwestii można uzyskać poprzez dodanie kolorowych skarpet czy też kontrastowej poszetki. Jeżeli jednak często zmieniamy kolor obuwia, to dobrym rozwiązaniem może się okazać przeciwstawienie barw w stosunku do koloru teczki. Taka kreacja będzie bardziej swobodna i lepiej pasuje do okresów wiosennych i letnich. Teczka na każdą okazję Kiedy rozmyślamy o wykorzystaniu teczki skórzanej, to należy pamiętać, że pasuje ona nie tylko do osób zajmujących się biznesem czy odnoszących sukcesy. Można ją zabrać na bardziej swobodne spotkanie towarzyskie, zakupy czy randkę. Wystarczy trochę wyobraźni, by połączyć ją z elementami ubioru. Osoby, dla których teczka męska jest czymś powszednim, cieszy fakt, że tego typu produkty nigdy nie wychodzą z mody. Poza tym są uniwersalne i pasują do różnych stylizacji. Do tego są bardzo trwałe i pozwalają zabrać ze sobą wiele niezbędnych rzeczy. Sprawdzają się w różnych sytuacjach życiowych i podkreślają męskość i charakter. Zdecydowana większość z nich jest starannie wykończona i posiada przemyślaną konstrukcję.
Czermińska „Punkt widzenia” jako kategoria. Posuwając się w tym tłumie albo stojąc na skwerku, bytem naładowany nienawiścią aż do pęknięcia. (s. 84) Narracyjny punkt widzenia także ulega pewnym zmianom. Forma pierwszej osoby pojawia się nie tylko w liczbie pojedynczej, podstawowej dla autobiografii,
Jak nas odbierają faceci, czyli z męskiego punktu widzenia. Czym cechują się hulajnogi wyczynowe? Dodany przez dawid [+] skomentuj Hulajnoga to pojazd, jaki pozwoli nam szybko przemieszczać się po przestrzeni miejskiej. Okazuje się, że z takiej opcji skorzystają nie tylko dzieci, lecz także dorośli. Producenci cały czas poszerzają ofertę, tak aby dopasować ją do oczekiwań klientów. Na uznanie zasługują hulajnogi wyczynowe, które mają szereg przydatnych cech i funkcjonalności. Jak wybrać taki pojazd? O czym warto pamiętać i gdzie dokonać zakupu? czytaj dalej » Miernik lakieru samochodowego – jaki kupić? Dodany przez dawid [+] skomentuj Zakup samochodu na rynku wtórnym to zawsze ryzyko, że wybrane auto miało wypadkową przeszłość. Jedną z metod sprawdzania, czy auto miało wypadek, jest pomiar grubości powłoki lakieru samochodowego. Można to zrobić z użyciem miernika lakieru samochodowego. Zobaczmy, na co zwracać uwagę przed jego zakupem. czytaj dalej » Krem do twarzy dla mężczyzn? Oczywiście! Dodany przez dawid [+] skomentuj Dawno już minęły czasy, kiedy to podstawą męskiej pielęgnacji była kąpiel raz na tydzień, szare mydło i golenie z użyciem brzytwy. Nie ma nic niemęskiego w dbaniu o siebie, a wręcz przeciwnie – odpowiednia pielęgnacja pozwala wydobyć cechy urody typowe dla panów i przy okazji złagodzić problemy ze skórą, które podobnie jak u kobiet – również mogą bywać prawdziwą zmorą. czytaj dalej » Niedługo mistrzostwa świata - zaskoczmy znajomych i rodzinę wiedzą Dodany przez dawid [+] skomentuj Jak wszyscy kibice świata, niecierpliwie wyczekujemy rozpoczęcia piłkarskich Mistrzostw Świata 2018 w Rosji. Mecz otwarcia już 14 czerwca o godzinie 17:00, do walki staną gospodarze i Arabia Saudyjska. Polska kadra rozpocznie swój bój pięć dni później. Żeby każdy kibic mógł zarezerwować sobie czas na mecze, stworzyliśmy terminarz spotkań polskiej reprezentacji – nikogo nie powinno wówczas zabraknąć przed telewizorem! czytaj dalej » W czym najlepiej trzymać sporą gotówkę? Dodany przez dawid [+] skomentuj Większość z nas ma styczność z większą gotówką, jak jest dzień wypłaty. Ciekawa jestem jak, ją przechowujecie? Od razu do banku czy raczej do portfela i do domu? Niektórzy otrzymują pieniążki na konto, ale duża liczba osób jednak nadal otrzymuje pobory do ręki. Pytanie nasuwa się w czym najlepiej trzymać sporą gotówkę? Podpowiemy! czytaj dalej » Ojcostwo w ciąży - jak można pewnie je ustalić? Dodany przez naati0105 [+] skomentuj Rodzice, którzy nie mogą czekać z ustaleniem ojcostwa do narodzin dziecka, mają możliwość wykonania takiego testu jeszcze w czasie ciąży. Próbkę DNA dziecka otrzymuje się wtedy z krwi matki już po 10 tygodniu ciąży, a jeśli jest ona bardziej zaawansowana, również z płynu owodniowego. czytaj dalej » Eleganckie krawaty – gdzie je znaleźć Dodany przez dawid [+] skomentuj Oferta Modini powstała z myślą o panach poszukujących eleganckich ubrań i szykownych dodatków najwyższej jakości. Szykowne zestawienie elementów garderoby to najłatwiejszy sposób by zabłysnąć w towarzystwie, podkreślić swój profesjonalizm, spełnić oczekiwania kontrahentów czy zbudować swój własny styl i pokazać indywidualny gust. To dlatego panowie coraz częściej – również poza pracą i balową salą sięgają po garnitur oraz piękne akcenty w postaci muszek, poszetek i krawatów. To właśnie gustowny krawat stanowi wciąż najczęściej poszukiwany produkt – jego uniwersalność i ponadczasowa elegancja sprawiają, że nie sposób obejść się bez kolekcji krawatów w żadnej męskiej szafie. Dostępna w Modini kolekcja pięknych i wysoko-wytrzymałych dodatków to okazja do tego, aby zawsze cieszyć się dostępnością najlepszych krawatów produkowanych przez najbardziej renomowane polskie firmy z materiałów charakteryzujących się bardzo wysoką jakością i dokładnością wykonania. Panowie o wysokich wymaganiach dobrze wiedzą, że krawat ma kluczowe znaczenie dla całej stylizacji – od jego wykonania i jakości materiału zależy prezencja i elegancja każdego mężczyzny. Tacy gentlemani nie lubią półśrodków i sięgają jedynie po sprawdzone dodatki i akcesoria z najdoskonalszych tkanin – dla nich posiadamy piękne krawaty jedwabne w wielu modnych wzorach i kolorach. czytaj dalej » Z czym zestawiać męskie kolorowe koszule? Dodany przez dawid [+] skomentuj Biała koszula to z pewnością obowiązkowa pozycja w szafie każdego mężczyzny – pasuje do wszystkiego, dlatego doskonale sprawdzi się zarówno na oficjalne okazje, jak też i te mniej formalne. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy poprzestać na tylko tym jednym kolorze. Z czym zestawiać barwne koszule? czytaj dalej »
  • Брዢзв օժ λጭλጹ
  • ሜυյи чуፕιպоπог
    • Рቸኼоջጻг δи
    • Вትβυዒ θዒухреч рочխձеሂ вካβፊгቦрипр
    • Оሪεርոдрεм ዳи
Jak sprowadzić mężczyzn z Marsa a Kobiety z Wenus na Ziemię? 14 wrzesień 2023. Kliknij i zacznij pisać

Trzeba być twardzielem, żeby przebiec maraton. A co dopiero powiedzieć, kiedy przychodzi biec z dziesięcioma kilogramami kociego żwirku na plecach? Z podporucznikiem Straży Granicznej Piotrem Kalinowskim rozmawia Andrzej Mielnicki. — W tegorocznym XVI Maratonie Komandosa w Lublińcu okazał się pan najszybszy wśród startujących tam funkcjonariuszy Straży Granicznej. Taki z pana twardziel? — Czy twardziel? Nie, po prostu lubię sobie stawiać wyzwania. I dążyć do celu. To był mój już trzeci start w tym maratonie i jak do tej pory najlepszy. — Gratuluję, ale przyzna pan, że trzeba być twardzielem, żeby przebiec 42 kilometry i to z 10-kilogarmowym obciążeniem na plecach? Można paść na zawał. — Na pewno jest to wyzwanie, jest to obciążenie, ale trzeba się też do takiego startu odpowiednio przygotować. Odpowiednio wcześniej zacząć treningi. W takich biegach dużą rolę odgrywa psychika, może nawet większą niż samo przygotowanie fizyczne. Bo jeśli organizm mówi, że mam już dosyć, już nie chce, to mimo wszystko głowa podpowiada: dasz radę. I to jest taka walka podczas biegu: dasz radę czy nie dasz. — Ale to jest maraton inny od wszystkich, chociażby nie biegniecie w szortach i adidasach, a w pełnym umundurowaniu. — Na pewno mundur polowy, buty wojskowe, gdzie regulamin maratonu określa, że cholewki muszą mieć co najmniej 18 centymetrów wysokości, jest to spore utrudnienie. Przed biegiem zresztą sędziowie dokładnie sprawdzają ubiór, jak coś jest nie tak, to trzeba to poprawić.— Chyba jednak największym wyzwaniem jest ten 10-kilogarmowy plecak, który dźwigacie na plecach podczas biegu. Co jest w środku cegły, hantle? — Ja mam w plecaku żwirek dla kota. — Rozumiem, że jest pan miłośnikiem kotów? — Nie dlatego. Żwirek jest elastyczny, fajnie dopasowuje się do kształtu pleców podczas biegu. Nie powoduje obtarć, choć są zawodnicy, którzy mają w plecakach rzeczywiście ciężarki z siłowni. Inni znowu stawiają na książki i czasopisma owinięte w folię. Nieważne, kto co ma w plecaku, ale plecak musi ważyć minimum 10 kilogramów. Zarówno na starcie, jak i na mecie, plecak jest ważony.— No tak, to nie da się odchudzić nieco plecaka po drodze. Czy jest jakiś limit czasu, w którym trzeba przebiec Maraton Komandosa? — Siedem godzin, z tym że na półmetku to musi być 3 godziny i 20 minut. I zwykle zawodnicy mieszczą się w tych limitach. — To nie jest zwykły maraton, to bieg dla żołnierzy, funkcjonariuszy służb mundurowych. — Dokładnie tak, ale startują też cywile, którzy lubią takie wyzwania.— Powiedział pan, że liczy się psychika, ale też ważna jest kondycja. Jak pan przygotowuje się do takiego maratonu? Jak wygląda pana trening? — Biegam, chodzę na siłownię. Ponadto jestem członkiem bartoszyckiej grupy biegowej i zawsze we czwartki spotykamy się na stadionie miejskim w Bartoszycach. Naszym terenem jest Mirosław Figat. Maraton Komandosa jest zawsze rozgrywany w ostatnią sobotę listopada, dlatego już od początku września biegam w mundurze, z plecakiem. Powoli przyzwyczajam organizm do tak dużego wysiłku. — Nie biorą pana za żołnierza, który biegnie na alarm do jednostki? — Tam, gdzie biegam, dobrze już mnie znają. Przyzwyczaili się już do mego widoku.— Kto biega, ten wie, że podczas biegu przychodzi moment, że człowiek ma już wszystkiego serdecznie dosyć i najchętniej zszedłby z trasy. — Po trzydziestym kilometrze czuje się już ten ciężar, wysiłek. Czasem zdarzy się tzw. ściana u biegaczy. Dlatego trzeba równo rozłożyć siły. W tym roku udało mi się to zrobić bardzo dobrze, bo dwa okrążenia, które składają się na maraton, pokonałem w podobnym czasie, różnica wyniosła ok. 10 minut. Można więc powiedzieć, że biegłem równym tempem. Nie było jakiegoś kryzysu.— Buty wojskowe to nie adidasy. Człowiek nie ma bąbli, obtarć? — Nie, to kwestia doboru obuwia, odpowiedniej skarpety. Noga musi się przyzwyczaić do buta.— Słowem trzeba wrosnąć w ten but. Pan już długo tych żołnierskich butach? — W Straży Granicznej służę od 2004 roku. Od najmłodszych lat pociągał mnie mundur, może dlatego, że ojciec był policjantem, a brat żołnierzem. A więc na tej decyzji zaważyły po części i zamiłowanie do munduru, i tradycje rodzinne.— Pana czas na maratonie to 4 godz. 35 min. i 4 sekundy. Dla mnie szacun, ale byli od pana szybsi, i to nawet jedna kobieta, Patrycja Bereznowska. Na pana usprawiedliwienie, z nią przegrać, to żaden wstyd. To najlepsza ultramaratonka na świecie. W dwie doby przebiegła 401 kilometrów. — Mistrzyni świata, wielka klasa. Biegła już któryś raz z rzędu w Maratonie Komandosa. Wielki szacun dla niej, ale też pani Patrycja zawodowo zajmuje się bieganiem. — A pan biega po pracy. — Bieganie to moja pasja, odskocznia od rzeczywistości, możliwość odreagowania od problemów dnia codziennego.— Czy bieganie jest dla każdego? — Tak by się wydawało, ale są osoby, które próbowały biegać, ale po pewnym czasie dawały sobie z tym spokój. To po prostu trzeba lubić, trzeba to pokochać. A bieganie wciąga, uzależnia, ale tak pozytywnie. Wystarczy, że przez jakiś czas nie biegam, to już mnie nosi po domu. Żona wtedy żartuje, to idź i sobie pobiegaj. Wracam jak nowo narodzony. — To ile to musi być tych kilometrów w nogach, żeby pan usiedział spokojnie w fotelu? — Zwykle są to 3-4 treningi w tygodniu, a dystans — 60-70 kilometrów. Nie jest to może dużo, ale dla mnie wystarczy, żeby przygotować się do „Komandosa” czy innych biegów.— Zimą też pan biega? — Nie ma złej pogody na bieganie, chyba że nie ma chęci. Najważniejsze wyjść na trening. Czytaj e-wydanie Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>

Męski punkt widzenia, czyli 9 powodów zdrady według mężczyzn. Facebook. CampTime.pl - Caravaning w Polsce. Blog personale. Mały jestem, mam tylko 197cm.
Punkt widzenia, mockup, męski ręki mienia smartphone z pustym puste miejsce zieleni ekranu odprowadzeniem w mieście
Rozmowa z doktor Ewą Woydyłło-Osiatyńską to pierwszy z serii podcastów Jarosława Kuźniara "Męski punkt widzenia". To audycja o współczesnych mężczyznach, ale skierowana nie tylko do
Czy umiemy cieszyć się z seksu? To akurat pytanie retoryczne. Tomkowi, naszemu korespondentowi z męskiego świata, zadaliśmy zupełnie inne: co Polacy robią w łóżku źle? I jeszcze jedno: z kogo powinniśmy brać przykład? Też – podobnie jak resztę redakcji – zaskoczyły mnie wyniki badań i li­sta najbardziej zadowolonych ze swo­jego życia seksualnego krajów. Bo te dotyczące wyłącznie Polski i satysfak­cji z seksu, opublikowane już jakiś czas temu, były tak optymistyczne, że aż podejrzane. Zadowolenie zade­klarowało wtedy ponad 70 proc. prze­pytywanych osób. Niezły wynik, niejeden gorącokrwisty południowiec na pewno nam pozaz­drościł. Nie miał czego, bo szczerze podejrzewam, że ta nad­wyżka normy (i zwyżka formy) to niezłe oszustwo, skoro nie awansowaliśmy do dwunastki najbardziej usatysfakcjo­nowanych krajów (to ta nowsza lista, notowanie sprzed kilku miesięcy). Wiem, co was faktycznie interesuje. Czy ja jestem zadowolony ze swojego życia seksualnego? Nawet. Biorę pod uwagę dwa czynniki. Częstotliwość (zdarza mi się w miarę regularnie) i jakość (stosunek, nomen omen, udanych do nieudanych sytuacji jest bardzo OK). Koledzy mówią, że mają podobnie albo go­rzej. Koleżanki mówią, że mają częściej gorzej niż podobnie. Nie jest najlepiej i nijak nie sumuje się to w 70-procentowe zadowolenie. To co robimy źle i kto robi dobrze? ZIMNO I PADA Jak możemy być zadowoleni z naszego życia seksualnego, skoro nie potrafimy cieszyć się życiem tak w ogóle? To też zbadano. I okazało się, że Polacy są jednym z najmniej szczę­śliwych państw w Europie. Zresztą nie trzeba raportów Euro­statu, żeby to zauważyć – wystarczy wyjść na ulice. Nie, że­bym sam chodził po mieście z permanentnie przyklejonym bananem, ale weź się uśmiechnij do kogoś obcego na przy­stanku autobusowym, a od razu pomyśli, że coś wzięłaś, ewentualnie że chcesz mu coś sprzedać. Jesteśmy krajem spiętych, naburmuszonych frustratów. Narzekanie mamy w genotypie. Wszystko nas wkurza, nic nam się nie podoba. Pogoda, praca, ludzie. Jesteśmy zmęczeni i zestresowani, a o zdrowym hedonizmie i kulturze przyjemności nikt tu nie słyszał. A seks? Albo grzech, albo wstyd. Wiem, że moc­no generalizuję, bo pokolenie Tindera – czyli zdecydowanie moje – jest w tej kwestii dużo bardziej wyluzowane. Ale szyb­ka konsumpcja – „mamy matcha i blisko mieszkasz, więc za godzinę u mnie” – też nie do końca sprzyja ogólnemu po­czuciu zadowolenia (dlatego w ocenie swojej satysfakcji z ży­cia seksualnego wziąłem pod uwagę dwa czynniki, bo sama regularność jeszcze nic nie robi). W burgerze z sieciówki – mimo że cudownie leczy kaca – też się jakoś specjalnie nie rozsmakowujesz, no nie? Polaków podobno pogrążają w łóżku lenistwo i egoizm (jestem Polakiem, nie jestem bez winy), Polki – nieśmiałość w mówieniu o tym, co je kręci. Wszystkich, niezależnie od płci – brak luzu, entuzjazmu i wy­obraźni. Nie można sobie przeszczepić temperamentu (nie­którzy widocznie rodzą się z wyższym libido), ale można kil­ka rzeczy podejrzeć u bardzo zadowolonych obcokrajowców. ROMAN POLAŃSKI WIE, CO DOBRE Szwajcaria słynie nie tylko z serów, czekolady, stoków nar­ciarskich i systemu bankowego, którego zazdrości im pół świata. Okazuje się, że to właśnie Szwajcarzy są najbardziej zadowolonym z jakości swojego pożycia narodem. Nic dziw­nego, że to tam osiadł Roman Polański, gdy chcieli go dopaść pamiętliwi Amerykanie (nawiasem mówiąc, oni też nie zała­pali się do szczęśliwej dwunastki). Ich sekret? Edukacja seksu­alna w Szwajcarii zaczyna się już w przedszkolu. W Polsce? Zależy, kiedy dzieciak dorwie się do stron porno, ewentual­nie kiedy jego starsi koledzy podzielą się z nim po lekcjach magazynami dla dorosłych (wzruszam się na samo wspo­mnienie). Szwajcarzy są narodem świadomym, to raz. A dwa: nie lubią się nudzić i np. chętnie przyznają się do uprawiania seksu w miejscach publicznych. Nie mówię, żebyś od razu zaczęła testować parki, przymierzalnie i toalety w knajpach (może grozić mandatem), ale wyjdź raz na jakiś czas ze swo­jej strefy komfortu. Szukaj. Próbuj. Zabaw się. Zakładam się o wszystko, że pod kołdrą i przy zgaszonym świetle nie robi­ła tego nawet twoja babcia. DOLCE VITA Włosi nie tylko wylądowali na trzecim miejscu w zestawie­niu najbardziej usatysfakcjonowanych seksualnie krajów, ale również zostali okrzyknięci najlepszymi kochankami na świecie. Nie wiem, co robią lepiej, ale z pewnością robią to znacznie częściej, bo większość zadeklarowała, że uprawia seks przynajmniej raz w tygodniu. Oczywiście, że częstotli­wość wcale nie musi się przekładać na jakość, ale po pierw­sze: trening czyni mistrza (a im pewniej czujesz się w łóżku, tym bardziej zadowolona z niego wychodzisz – kompleksy to kolejna rzecz, która robi nam megakrzywdę w sypialni), a po drugie: na pewno bardziej zadowoleni z życia są ci, któ­rzy uprawiają seks częściej, niż ci, którzy nie uprawiają go w ogóle (albo niewiele). A do tego Włosi potrafią cieszyć się życiem jak nikt inny. Tak po prostu. Dobre jedzenie, dobre wino, dobra pogoda, dobre towarzystwo – to nie tylko daje im przewagę nad Polakami, ale również ustawia ich bezpro­blemowe, nonszalanckie podejście do świata. Włosi się nie przejmują i ty też powinnaś zostawiać wszystkie stresy za drzwiami sypialni (albo tej wspomnianej przymierzalni, jeśli skusi cię seks po szwajcarsku). NAMASTE Po Włochach się spodziewałem, ale Hindusi, którzy uplaso­wali się na miejscu ósmym, mocno mnie zaskoczyli. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to z Indii pochodzi Kamasutra. Współcześni Hindusi wcale nie słyną z kreatywności godnej bardzo starego podręcznika z pozycjami. Nie mają czasu, żeby je wszystkie przerobić, bo – uwaga – są w łóżku sprinte­rami. Może na poczucie satysfakcji przekłada się właśnie to, że nie tracą zbyt wiele czasu na seks? Nie mam pojęcia, ale przy okazji tworzenia listy pytano też o średnią długość stosunku. I statystyczny Hindus załatwia sprawę w 13 minut. To i tak dłużej niż twój ostatni chłopak? Współczuję, chociaż nie ma co demonizować. Szybki numerek od czasu do czasu – wiem z doświadczenia i mówię także w imieniu byłych dziewczyn i przepytanych koleżanek – to fajne urozmaicenie. Zwłaszcza że wprowadza trochę pożądanej spontaniczności do życia seksualnego. Seks na spontanie uprawiają ludzie, którzy potrafią się nim cieszyć. Z kolei najmniej zadowoleni są na pewno ci, którzy zawsze robią tak samo. Dlatego cza­sem próbuj po hindusku, czasem po szwajcarsku, zawsze z włoskim podejściem, ale raczej nigdy po polsku.
Tel.: 696 083 871 biuro@fundamenti.pl . Męski punkt widzenia. Aktualności Męski punkt widzenia Polecamy. Jak zdywersyfikować portfel inwestycyjny?

Co łączy kobietę i mężczyznę? Miłość – odpowiedział ktoś. Ktoś inny dodał – miłość do osiągania sukcesów, bycia potrzebnym, wartościowym i skutecznym. Nie milkną dyskusje na temat różnicy płci, psychologii mózgów. Padają pytania pt: „kto jest skuteczniejszym menadżerem – kobieta czy mężczyzna?”, „kogo wolisz rekrutować – kobiety czy mężczyzn?”, „co motywuje kobiety a co mężczyzn?”, „ z kim się lepiej pracuje?”…. itd. Nie ma dobrych pytań, dobrych odpowiedzi czy wystarczająco dobrych szefów? Polecam wywiad z dwoma najskuteczniejszymi wynikowo Dyrektorami – jednym z Marsa, drugim z Wenus. Dyrektorami jednej instytucji, jednego Zespołu, jednego Szefa – mnie. Co ich motywuje?, skąd świetne wyniki?, i … Te same liderskie wyniki, ten sam Szef, te same pytania i tylko jedna różnica – płeć. Czy osiągane wyniki uzależnia płeć menadżera? Jakie wnioski Szanowni? Anna Gola: Katarzyno, gdy dołączyłaś ponad rok temu do mojego teamu, wyniki zespołu, który objęłaś były przeciętne, żeby nie powiedzieć – odbiegające od oczekiwanych. Co takiego się zadziało, że w ciągu kilku miesięcy stałaś się liderem mojego Zespołu, menadżerem, który systematycznie osiąga ponadprzeciętne wyniki? Katarzyna Wolf-Kurowska: Wymagam sama od siebie i od innych skuteczności. Na samym początku postawiłam sobie jasny cel, który realizuję w każdym dniu swojej pracy – efektywne wykorzystanie sił tkwiących w zasobach firmy, przede wszystkim w zasobach ludzkich. Wysokie wyniki sprzedażowe osiągałam i nadal osiągamy wraz z Zespołem dzięki stosowaniu kilku zasad tj.: wyznaczanie celów, organizowanie, motywowanie, komunikowanie się ę z pracownikami, ocena efektywności, rozwój podległych pracowników i rozwój własny. Wspólnie z Zespołem nie traciliśmy czasu czekając na sprzyjające warunki sprzedażowe. Wykorzystaliśmy i wykorzystujemy każdą chwilę. To czy jest ona sprzyjająca zależy od nas samych i naszego nastawienia. Czym dla ciebie jest sprzedaż? Tyle zawodowych lat poświęciłaś właśnie sprzedaży. Moja przygoda ze sprzedażą rozpoczęła się 27 lat temu, kiedy to wspólnie z bratem postanowiliśmy zebrać pieniądze na zakup wymarzonego psa. Przez około 20 dni w okresie wakacyjnym wstawaliśmy o 5:00 nad ranem i pomagaliśmy sąsiadce handlować kwiatami na giełdzie kwiatowej. Ta przygoda – praca – nauczyła mnie, jednej bardzo ważnej rzeczy. Klient to osoba, która ma swoje indywidualne potrzeby – musimy nauczyć się słuchać tego co mówi do nas Klient. Musimy myśleć o tym czego potrzebuje Klient. Sprzedaż jest dla mnie czymś naturalnym, niczym nie wymuszonym. Jestem szczęściarą, bo robię to, co daje mi ogromną satysfakcję. Jakie cechy, Twoim zdaniem, charakteryzują skutecznych liderów? Skutecznym liderem może zostać tylko taka osoba, która jest świadoma tego, że przez całe życie będzie musiała ćwiczyć, podnosić swoje kompetencje. Skuteczny lider to wizjoner, który tworzy wspólną wizję sprzedażową ze swoim Zespołem. Trzeba pamiętać o tym, że liderem nie zostaje się z dnia na dzień. Lider musi być pewnym siebie i zarazem pokornym przywódcą, otwartym na komunikację, empatycznym optymistą. Guru liderów i teorii przywództwa Warren Buffet powiedział: „Zatrudniając ludzi szukam w nich trzech rzeczy. Pierwszą jest spójność wewnętrzna, drugą – inteligencja, a trzecią wysoki poziom energii. Ale jeśli nie masz pierwszej, dwie pozostałe zabiją cię”. Jaki jest Twój menadżerski, kobiecy punkt widzenia na pracę z kobietami i mężczyznami? hmm i tutaj narażę się płci męskiej… Kobiety w pracy są bardzo aktywne, są świetnie przygotowane i pracowite, nie bojące się nowych wyzwań. Kobiety potrafią dostrzegać wiele aspektów danej sprawy, mają szerszą percepcję widzenia. Przykre jest to, że kobiety zbyt często muszą zakładać własne firmy, aby móc wykazać się swoimi umiejętnościami i otrzymać za wykonywaną pracę godziwe wynagrodzenie. Płci męskiej z mojego punktu widzenia jest dużo łatwiej. Wystarczy dyplom dobrej uczelni , wytrwałość i część sukcesu jest już zagwarantowana. Mężczyźni wchłaniają w procesie podejmowania decyzji mniej informacji i biorą mniej czynników pod uwagę – jest im łatwiej. Nie roztrząsają problemów na czynniki pierwsze. Są bardzo analityczny, wydobywają z przekazu to co najważniejsze. Ignorują to, co ich rozprasza. Jako pracownicy i menadżerowie potrzebujemy ich obojga. Jakie cechy powinien mieć dobry sprzedawca? Na co zwracasz uwagę podczas rekrutacji? Podstawowe cechy to cierpliwość, wytrwałość, pozytywne nastawienie, wiarygodność, spójność wewnętrzna, doświadczenie w branży. Każdy z nas jest inny. Podczas rekrutacji staram się tak poprowadzić rozmowę, aby wydobyć z kandydata jego prawdziwe ja, nie te zaprogramowane, wyuczone tylko na użytek rozmowy rekrutacyjnej. Zawsze chcę zatrudnić lepszych od siebie. Największe, Twoim zdaniem, wyzwania, z którymi musi się mierzyć zarządzający sprzedażą? Sprzedaż sama w sobie jest ciągłym wyzwaniem. Systematycznie musimy dążyć do zaspakajania potrzeb naszych Klientów. Zaspakajanie potrzeb, to dostosowywanie produktów do oczekiwań teraźniejszych i przyszłych. Zarządzający sprzedażą musi powiązać magiczną nicią oczekiwania Klientów, oczekiwania Przełożonych-Firmy, oczekiwania Pracowników oraz własne. Ścieg utworzony z magicznej nici daje nam satysfakcję, korzyści – czyli to, do czego powinien dążyć każdy zarządzający sprzedażą. Które narzędzia pracy są dla Ciebie niezbędne? Oczywiście do niezbędnych zaliczymy te podstawowe samochód służbowy, telefon komórkowy itd. Narzędziem pracy, które jest dla mnie kluczowe to możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji zawodowych poprzez szkolenia, konferencje, spotkania biznesowe itd. Twój przepis na osiąganie ponadprzeciętnych wyników? Jedno jest pewne, prosty przepis na sukces nie istnieje. Kod którym się kieruję brzmi następująco: Zespół + Wiara w Sukces + Praca + Praca + Praca = SUKCES Z mojej perspektywy oceniam naszą współpracę bardzo pozytywnie. Jak i do czego motywuje Ciebie nasza współpraca na linii szef-podwładny? I tutaj po raz kolejny dodam, że jestem szczęściarą. Współpraca z Przełożonym, który wspiera twój rozwój osobisty jest marzeniem każdego z moich znajomych. Ja mam to szczęście! Przełożony motywuje mnie zgodnie z moim indywidualnym kodem motywacyjnym. Poprzez baczną obserwację i szereg rozmów dokładnie wie jakiego narzędzia użyć. Przełożony motywuje, zachęca mnie do: – poszukiwania nowych rozwiązań; – otwierania się na trudne, nowe zagadnienia; – stania się coraz lepszym pracownikiem, człowiekiem. Mój Przełożony nie podsuwa mi gotowych rozwiązań, uskrzydla mnie na drodze do ich poszukiwania. Życzę wszystkim takiego Szefa! Co w Twojej organizacji pracy uważasz za priorytetowe? W organizacji swojej pracy stosuję matrycę, model pilne/ważne. To jest dla mnie priorytetem. Bez matrycy nie zrealizowałabym wszystkich zadań o czasie. Umiejętnie oddzielam zadania pilne od ważnych. „Mamy dość czasu, jeśli potrafimy go dobrze wykorzystać i zaplanować działanie w nim.” Brian Tracy Jak motywujesz swoich pracowników? Chcąc motywować pracowników muszę wiedzieć co ich samych motywuje – zaobserwować, zapytać, wypróbować… Zazwyczaj padają słowa: „motywują mnie pieniądze”. Należy jednak pamiętać, że czynnik finansowy jest jedną ze składowych motywacji, istotną składową. Kluczem do motywacji jest poznanie drugiej osoby. Zlecone zadanie, sposób motywacji musimy indywidualnie dopasować do każdego pracownika – wtedy sukces gwarantowany. Chciałabyś dodać coś od siebie, z punktu widzenia zarządzającego sprzedażą, co uważasz, że powinni wziąć pod uwagę w swojej pracy inni menadżerowie? Przytoczę słowa Abrahama Lincolna, którymi kieruję się w swoim życiu: „Każda praca jest możliwa do wykonania, jeśli podzielić ją na małe odcinki”. Kasiu, dziękuję za rozmowę. Katarzyna Wolf-Kurowska- Menedżer bankowy z 12 letnim doświadczeniem. Obecnie pełni funkcję Dyrektora Placówki w jednym z Banków. Anna Gola Anna Gola: Marcinie, dołączyłeś do mojego teamu rok temu. Co spowodowało, że w ciągu dwóch miesięcy stałeś się jednym z liderów mojego Zespołu, menadżerem, który systematycznie osiąga ponadprzeciętne wyniki? Marcin Hormański: Dołączyłem do zespołu „Galaktycznych” czyli zespołu, który przez ostatnie lata nie był w zasięgu nikogo w Polsce pod względem wyników sprzedaży , poprzeczka więc została zawieszona bardzo wysoko, a zarazem stawiała przede mną szansę rozwoju i konkurencji z najlepszymi. Nie mogłem być gorszy od innych. Dostałem możliwość szybkiego podejmowania decyzji , przestrzeń do sprawdzania różnych wariantów pracy z ludźmi i zarządzania nimi. Musiałem to wykorzystać i wykorzystałem. Czym dla ciebie jest sprzedaż? Tyle zawodowych lat poświęciłeś właśnie sprzedaży. Sprzedaż dla mnie to ludzie i relacje między nimi w różnych korelacjach tj. relacja wewnątrz zespołu, relacja między przełożony-podwładny, a przede wszystkim relacje z klientami. Psychologia zachowań międzyludzkich zawsze była moją wielką pasją, dlatego przez tyle lat nigdy nie byłem tym znudzony. Jakie cechy, Twoim zdaniem, charakteryzują skutecznych liderów? Skutecznego lidera charakteryzuje według mnie posiadanie wizji i dążenie do osiągnięcia celu. Najważniejsze jednak jest „przelanie” tej wizji na ludzi, żeby oni ją poczuli i traktowali jak naszą wspólną. Wiara w tę wizję powoduje, że ludzie nie „męczą” się swoją pracą. Moje wcześniejsze doświadczenia i sukcesy dają im pewność, że cel jest do osiągnięcia i staje się na wstępie zadania „namacalny”. Motto mojego zarządzania: „Chcieć to móc”. Jaki jest Twój menadżerski męski punkt widzenia na pracę z kobietami i mężczyznami? Praca z mężczyznami a kobietami różni się przede wszystkim podejściem emocjonalnym do pracy. Dlatego uważam, że w zespole powinni się znaleźć i kobiety i mężczyźni, aby równoważyć stan emocjonalny (np. potrzeba uczucia i serdeczności kobiety oraz spokoju i opanowania mężczyzny w kontakcie z problemowym klientem). Jakie cechy powinien mieć dobry sprzedawca? Dobry sprzedawca powinien patrzeć długofalowo na swoje działania, zwłaszcza jeśli chodzi o sektor finansowy, w którym tak ważna jest etyka zawodowa. Nie sztuką jest bowiem sprzedać „tu i teraz”, sztuką jest sprzedać tak, żeby utrzymać dobre relacje, aby klient wrócił. Na co zwracasz uwagę podczas rekrutacji? Podczas rekrutacji zwracam uwagę na cechy kandydata jakie są potrzebne w danym momencie do uzupełnienia zespołu. Największe, Twoim zdaniem, wyzwania, z którymi musi się mierzyć zarządzający sprzedażą? Największym wyzwaniem, z którym musi zmierzyć się zarządzający jest „przetrwanie” kryzysu słabszego wyniku i okresu wyciągania wniosków. Które narzędzia pracy są dla Ciebie niezbędne? Najważniejszym narzędziem mojej pracy menadżerskiej są spotkania z ludźmi, nie zapominając o tym, że trzeba umieć pracować razem, ale i razem się bawić. Twój przepis na osiąganie ponadprzeciętnych wyników? Właściwe określanie priorytetów, wspieranie zespołu, dbanie o dobrą atmosferę,wiara w ludzi motywowanie zespołu, przede wszystkim jednak, stawianie coraz to większych wyzwań. Z mojej perspektywy oceniam naszą współpracę bardzo pozytywnie. Jak i do czego motywuje Ciebie nasza współpraca na linii szef-podwładny? Cenię sobie możliwość szybkości reakcji i szybkość podejmowania decyzji. Akcja = reakcja. Pozytywne jest na pewno to, iż ewidentnie dajesz mi odczuć, że jestem wartościowym menadżerem wierząc i ufając, że dając mi ambitne zadania do realizacji dam sobie z nimi radę, np. gdy przeszedłem do Galaktycznego Regionu struktura zarządzania mojego zespołu składała się z dyrektora – eksperta – 17 pracowników, teraz natomiast struktura składa się z dyrektora – sześciu ekspertów – dwudziestu siedmiu pracowników. Dzięki naszej współpracy przestałem się obawiać szybkości podejmowania decyzji, co dało mi możliwość wprowadzenia nowych form-pomysłów zarządzania i tworzenia innowacyjnych koncepcji, które wcześniej nie istniały – rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Co w Twojej organizacji pracy uważasz za priorytetowe? Działanie według nakreślonego planu i harmonogramu, ale zaznaczam, iż zawsze jestem przygotowany, że może nastąpić jakaś zmiana. Dzięki temu jestem przygotowany na zmiany, które wyszły podczas procesu. Jak motywujesz swoich pracowników? Do każdego pracownika podchodzę indywidualnie. Wydobywam z każdego drzemiące „talenty”, które mogą dać coś pozytywnego dla zespołu (tworzy się wtedy tzw. „team spirit”). Najbardziej jednak motywuję ich samą swoją osobą, która jest prawdziwa, bardzo zaangażowana w pracę zespołu oraz przejawia wiarę w sukces. Chciałbyś dodać coś od siebie, z punktu widzenia zarządzającego sprzedażą, co uważasz, że powinni wziąć pod uwagę w swojej pracy inni menadżerowie? Uważam, że menadżerowie często zapominają o tym, że zespół to różnorodny zbiór ludzi i osobowości. Nie jest dobrze w zespole, gdy składa się on tylko z „bliźniaczych gwiazd”. Jest to dla menadżera trudne zadanie „spinać klamrą” różnorodnych pracowników, ale może to dać ponadprzeciętne wyniki. Marcinie, dziękuję za rozmowę. Marcin Hormański– Menadżer z 20-letnim doświadczeniem w sprzedaży. Obecnie Dyrektor zarządzający strukturą rozproszoną placówek w jednym z Banków. Wywiad przeprowadziła Anna Gola – Menedżer bankowy z 18-letnim doświadczeniem w sektorze VI edycji Polish National Sales Awards w dwóch kategoriach: Dyrektor Sprzedaży oraz Najlepszy z Polskim Towarzystwem Ekonomicznym jako prowadzący szkolenia dla członków Rad nadzorczych Spółek Skarbu Państwa. Zasiadała w radach nadzorczych spółek. Obecnie pełni funkcję Dyrektora Regionalnego w jednym z Banków. W przeszłości związana z ING Bankiem Śląskim oraz BRE Bankiem. Jest absolwentką Wydziału Organizacji i Zarządzania Politechniki Śląskiej oraz Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Stypendysta ministerialny. Certyfikowany coach ICC, obecnie studiuje w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie na kierunku Psychologia. Ma doświadczenie jako pracownik dydaktyczny Uczelni Wyższych: Politechniki Śląskiej, Wyższej Szkoły Zarządzania Marketingowego i Języków Obcych w Katowicach, Wyższej Szkoły Ekonomii i Administracji w Bytomiu. W wolnym czasie podróżuje oraz rozwija swoje zainteresowania w obszarze psychologii. Serdecznie zapraszamy na seminarium Kobieta versus mężczyzna, które odbędzie się 8 marca 2015 roku w Kinotece PKiN. Szczegółowe informacje na stronie: Zgłoszenia:

W końcu, kiedy liczy się tylko nasz punkt widzenia, bardzo łatwo zamknąć serce na rzeczywistość, która wcale nie musi być taka, jak nam się wydaje Zobacz mądry film o pewnej - jak mogłoby się wydawać - bardzo oczywistej sytuacji.
Salve TV (inter­ne­towa tele­wi­zja die­ce­zji warszawsko-praskiej) nagrała krótki wywiad z Jadwigą i Jac­kiem Puli­kow­skimi - pol­skimi świec­kimi audy­to­rami na syno­dzie o rodzi­nie. Jacek Puli­kow­ski powta­rza w nim swoją od lat gło­szoną tezę o róż­ni­cach mię­dzy kobie­tami i męż­czy­znami, które przed­sta­wiają się następująco: "Do czego innego są stwo­rzone kobiety, do czego innego męż­czyźni. Kobiety są bar­dziej nasta­wione na czło­wieka i tam są nie­za­stą­pione, w mat­ko­wa­niu bez­po­śred­nim czy pośred­nim, takim szer­szym i na pewno w dzie­łach misyj­nych, cha­ry­ta­tyw­nych, w spo­tka­niu z czło­wie­kiem, ogromną rolę do ode­gra­nia mają kobiety. Nato­miast męż­czy­zna ukie­run­ko­wany jest swo­imi talen­tami na świat, na mate­rię, na orga­ni­za­cję, na pro­jekty, ma nawet na to ukie­run­ko­wa­nie stwo­rzony umysł, spo­sób myśle­nia, struk­turę mózgu, więc niech męż­czyźni zostaną na tych miej­scach stra­te­gicz­nych, a kobiety zostaną tam, gdzie potrzebne jest spo­tka­nie z czło­wie­kiem. Tylko pro­blem w tym, że te miej­sca stra­te­giczne, rzą­dzące zostały nazwane waż­nymi, a tro­chę spo­nie­wie­rano god­ność tych opiekuńczych". Zgoda co do ostat­niego zda­nia (wyrzu­ci­ła­bym tylko z niego słowo "tro­chę"). Cały wcze­śniej­szy frag­ment nato­miast wpraw­dzie nie zaska­kuje - prze­cież teo­rie Jacka Puli­kow­skiego są dosko­nale znane i podzie­lane przez sze­ro­kie kręgi osób - budzą jed­nak mój sprze­ciw, bo naj­zwy­czaj­niej roz­mi­jają się z moim doświad­cze­niem. Spo­tka­łam w swoim życiu zbyt wielu empa­tycz­nych męż­czyzn, wraż­li­wych na dru­giego czło­wieka i goto­wych do wspie­ra­nia go nie tylko w sfe­rze mate­rii, ale także uczu­ciowo, żebym mogła mil­cząco przejść przy tego rodzaju tezach (dodam, że nie­stety spo­tka­łam też nie­jedną kobietę tych umie­jęt­no­ści pozba­wioną). To tylko moje oso­bi­ste, wąskie doświad­cze­nie - zbyt mało, gdy­bym chciała oprzeć na tym teo­rię, że wszy­scy męż­czyźni są empa­tyczni; dość dużo, by oba­lić tezę, że męż­czyźni tacy nie są (wia­domo, że w logice dla sfal­sy­fi­ko­wa­nia twier­dze­nia natury ogól­nej wystar­czy zna­leźć jeden prze­czący mu przykład). "O zmierz­chu życia sądzeni będziemy z miłości" - mówił św. Jan od Krzyża. Czy według Jacka Puli­kow­skiego pozy­tyw­nie przez ten sąd mia­łyby przejść tylko kobiety? Prze­cież miłość doko­nuje się w rela­cji mię­dzy­ludz­kiej, wymaga odnie­sie­nia nie do świata mate­rii i pro­jek­tów, ale do dru­giego czło­wieka, do czego rze­komo męski umysł nie jest dosto­so­wany. Oczy­wi­ście, miłość reali­zuje się poprzez czyny, także przez "mate­rię, orga­ni­za­cję i pro­jekty", ale nie ist­nieje wśród monad poru­sza­ją­cych się tylko w takim świe­cie, nasta­wio­nych wyłącz­nie zada­niowo, pozba­wio­nych zdol­no­ści rela­cyj­nych. Czy zamiast dopro­wa­dzać róż­nice mię­dzy męż­czy­znami i kobie­tami do skraj­no­ści i two­rzyć z płci dwa oddzielne kosmosy, nie­malże oddzielne gatunki, mogli­by­śmy w końcu zacząć bar­dziej niu­an­so­wać i dostrze­gać, że róż­nice te są raczej innym roz­miesz­cze­niem akcentów? Bar­dzo czarna per­spek­tywa przed męż­czy­znami, jeśli mie­li­by­śmy wie­rzyć sło­wom Jacka Puli­kow­skiego. Może pocie­sze­nie przy­nie­sie im face­bo­okowy komen­tarz o. Kaspra M. Kapro­nia OFM: "No to mój święty Fran­ci­szek prze­grał na całej linii: zre­zy­gno­wał w swym życiu ze stra­te­gicz­nych pozy­cji w spo­łe­czeń­stwie i Kościele, wybie­ra­jąc bli­skość, wręcz czu­łość w sto­sunku do trę­do­wa­tych, opusz­czo­nych. Wybrał takie matkowanie". Od spraw zba­wie­nia i od św. Fran­ciszka przejdźmy na chwilę na rynek pracy. Nie od dziś wia­domo, jak ważne stały się tutaj tzw. umie­jęt­no­ści mięk­kie, a więc wła­śnie empa­tia czy zdol­ność współ­pracy oraz komu­ni­ka­cji wer­bal­nej i nie­wer­bal­nej, wszyst­kie te kwe­stie, które wyma­gają uwagi na dru­giego czło­wieka. Ist­nieje obawa, że męż­czyźni ze świata Jacka Puli­kow­skiego nie­długo zupeł­nie nie będą w sta­nie odna­leźć się w świe­cie real­nym. Zna­jący się tylko na "rze­czach", pozba­wieni mięk­kich kom­pe­ten­cji, nie spraw­dzą się w owych "miej­scach strategicznych". Wydaje się, że wielu męż­czyzn chcia­łoby wró­cić z Marsa i wielu kobie­tom znu­dził się pobyt na Wenus. Chęt­nie zamiesz­ka­liby wspól­nie na Ziemi, ale są spe­cja­li­ści, z któ­rych słów wynika, że to nie­moż­liwe. Wołam jed­nak: wracajcie! Ewa Kiedio - redaktorka "Więzi" i "Dywizu", autorka książki "Osobliwe skutki małżeństwa", żona i matka. Tekst pierwotnie ukazał się na stronie pisma "Dywiz".
.
  • unf1z2ai95.pages.dev/436
  • unf1z2ai95.pages.dev/618
  • unf1z2ai95.pages.dev/534
  • unf1z2ai95.pages.dev/54
  • unf1z2ai95.pages.dev/815
  • unf1z2ai95.pages.dev/324
  • unf1z2ai95.pages.dev/734
  • unf1z2ai95.pages.dev/369
  • unf1z2ai95.pages.dev/329
  • unf1z2ai95.pages.dev/540
  • unf1z2ai95.pages.dev/666
  • unf1z2ai95.pages.dev/772
  • unf1z2ai95.pages.dev/896
  • unf1z2ai95.pages.dev/76
  • unf1z2ai95.pages.dev/489
  • męski punkt widzenia z marsa pl